niedziela, 11 września 2011

Zwiedzanie Walencji i kolacja pożegnalna


6.09.

Rano to pojęcie względne. Miałyśmy wyjść wcześnie z dziewczynami na miasto, bo one je znają(Elena była tu na Erazmusie), a wstałyśmy dopiero o 11. Udało nam się wyjść dopiero około 13. Nie był to za dobry pomysł, bo słonce było wysoko i ciężko się przez to chodziło. Jednak Hiszpanie nie wymyślili siesty bez powodu. Wysiadłyśmy na stacji Xativa. Tuż obok niej mieści się stacja kolejowa i arena, na której odbywają się walki byków. Teraz należy to do rzadkości-w Walencji może 3-5 razy w roku. Chciałam specjalnie jechać na corrida de torros w Madrycie, która odbywa się w każdą niedzielę, ale przez pomyłkę zamówiłam dziś bilet do Porto i wylatuję przed walką. Najwyraźniej tak miało być. Może i dobrze… Zaczęłyśmy się szwędać uliczkami, ja oczywiście najchętniej zobaczyłabym każdą atrakcję turystyczną jedną po drugiej, ale głupio mi było z dziewczynami tak latać, bo w końcu one tu już były. Poprosiłam, więc o pokazanie mi kilku głównych rzeczy. Idąc w kierunku Plaza de la Reina zdałam sobie sprawę, że może nie mam co narzekać. Walencja jest piękna sama w sobie, zachwycały mnie każde budyneczki w tym historycznym centrum miasta. Moim oczom ukazała się piękna katedra, jedna z głównych atrakcji miasta. Wrażenie robi zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz. Na Plaza de la Virgen bardzo spodobała mi się Fontana stojąca na jego środku. Poza tym miałam okazję się przekonać, że katedra z drugiej strony również prezentuje się imponująco. Weszłyśmy w jakiś zaułek, żeby troszkę posiedzieć w cieniu. Miałam okazję dowiedzieć się więcej o dziewczynach. Ku memu zaskoczeniu okazało się, że wbrew pozorom nie są moimi rówieśnicami a mają 27 lat. Obie były na Erazmusie, jedna w Hiszpanii, druga we Włoszech. Elena dodatkowo mieszkała w Portugalii podczas półrocznego wolontariatu. Byłyśmy już troszkę zmęczone chodzeniem i słońcem, więc zaproponowałam, żebyśmy spędziły jeszcze tylko trochę czasu w mieście, a potem poszły na plaże! Na szczęście dziewczynom ten pomysł też przypadł do gustu. Poszłyśmy zobaczyć Torres de Serranos, jedną z pozostałych wieży miasta. W drodze powrotnej miałam okazję zrobić zdjęcie wielu  graffiti.  Street art w Walencji chyba spodobał mi się bardziej niż w Barcelonie. Później zupełnym przypadkiem znalazłyśmy się przy Mercado Central. Niestety ten główny bazar mogłyśmy podziwiać tylko z zewnątrz, bo był już zamknięty. Za to znalazłam miejsce, w którym nie rezygnując ze swojego oszczędzania mogłam kupić paella valenciana- lokalną potrawę. Paella to danie z ryżu przygotowane na specjalnej patelni, najczęściej z owocami może. Walencja słynie jednak z innej odmiany-z królikiem, wieprzowiną i ślimakami. Ponieważ kupowałam to w barze na wynos , gdzie płaci się za duże pudełeczko 4 euro i możesz wziąć co chcesz, to poprosiłam o pealla z see foodem oraz o  arkoz negro. Nie wiedziałam co to jest, ale podobał mi się ciemnogranatowy kolor ryżu. Później dowiedziałam się od Joana, że osiągany jest on poprzez dodanie do potrawy tinta de cala mar-atramentu ośmiornicy!! Jakby to nie brzmiało, muszę przyznać, że było bardzo smaczne.

W końcu poszłyśmy na plażę! Dołączył też do nas na chwilę Joan. I z dziewczynami musiałyśmy przyznać, że bez okularów i w mokrych włosach prezentuję się bardzo dobrzeJ Kiedy już sobie poszedł, mogłyśmy z Patricią uskuteczniać pływanie bez stanika. Nie obyło się też bez babskich plotek. W mieszkaniu dalej nam się dobrze gadało z dziewczynami. Bardzo je polubiłam w ciągu tak krótkiego czasu. One przysadzały na dziś pożegnalną kolację, a ja w tym czasie szukałam noclegu w Granadzie. Kiedy wrócił Joan zasiedliśmy do stołu. Pasta była pyszna, gorzej z winem. Może to tylko kwestia tego, że nie przepadam za czerwonym wytrawnym(przynajmniej już  tyle wiem). Na rozmowach o innych kulturach, polityce, wszystkim i niczym minął nam czas bardzo szybko. Joan musiał iść spać, bo w końcu ma pracę. Jeśli chodzi o mnie, to okazuje się, że jak jestem troszkę podpita to nawet potrafię coś powiedzieć po niemiecku. Miałyśmy jeszcze mnóstwo zabawy z dziewczynami tej nocy, ale trzeba było w końcu pójść spać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz