czwartek, 15 września 2011

Madryt zwiedzany nocą i niechciany adorator...


10.09.
Dzisiaj okazało się, że wszystkie zabiegi, żeby zobaczyć jak najszybciej Granadę i jechać do Madrytu, były na Marnę. Nie szkodzi, że na dworcu autobusowym byłam przed 13, udało mi się dostać bilet dopiero na 16… Na nic zdało się podchodzenie do kierowców kolejnych autobusów i patrzenie na nich z błagalnym wzrokiem, tłumacząc, ze mogę nawet siedzieć na schodach. Byli nieugięci. Pozostało mi się tylko skontaktować z moim hostem w Madrycie i dowiedzieć się, czy ma coś przeciwko temu, żebym była po 21. Na szczęście zgodził się, żebym przyjechała o godzinie, o której mogę. Pewnie dlatego, że bardzo chciał mnie poznać. Jest hindusem i sam napisał do mnie, że może mnie przenocować, bo chce wiedzieć jak podobały mi się Indie. Na dworcu poznałam miłą parę staruszków z Kanady i faceta z Włoch. Ci pierwsi pozwolili mi poczytać ich przewodnik i powiedzieli też co warto zobaczyć w Madrycie mając na to jeden dzień.
W autobusie siedziałam z sympatyczną, młodą Hiszpanką. Najważniejsze było to, ze mówiła po angielsku, co nie jest tak całkiem oczywiste w Hiszpanii. Całą drogę męczyłam ją, żeby mi coś przetłumaczyła z angielskiego na hiszpański lub podała nazwę jakiejś rzeczy, o której chciałam napisać. W trakcie jazdy mieliśmy jeden dłuższy przystanek. Miejsce, w którym stanęliśmy przypominało mi krajobrazem dziki zachód. Nawet zabudowa pasowała do tego wyobrażenia. W knajpce zamówiłam bulkę z jamonem, bo przynajmniej wiedziałam czego mogę się po tym spodziewać.
W końcu dojechałam do miasta, które nigdy nie śpi! Z drobną pomocą udało mi się kupić odpowiedni bilet. Metro w Madrycie też jest dziwne. Linie są okręgami, więc wagon jeździ w kółko. Nie trzeba się martwić, ze wyjdzie się złym wyjściem, najwyżej dojedzie się gdzieś troszkę później, ale się dojedzie.  Już po chwili spotkałam mojego hosta, wraz z jego współlokatorem. Na początku myślałam, że to jego ojciec, bo nie wyglądają na ten sam wiek. Zdziwiłam się jak się później okazało, że razem studiują MBA. Mój host(nie pamiętam imienia) widział prawie cały świat, bo przez 12 lat był żeglarzem. Spora część wieczoru upłynęła nam na rozmowach o Indiach. Później host postanowił pokazać mi Madryt nocą. Śmiesznie się z nim spacerowało, bo jest sporo niższy ode mnie. Pokazał mi najważniejsze miejsca, jak  pl. De cibeles, pl. De puerta del sol, pl. Mayor, placio Real i katedrę. W końcu zobaczyłam nocne życie w Hiszpanii, takie jakim sobie je wyobrażałam! W między czasie skoczyliśmy na sangria do dawnego marketu. Już tu atmosfera zaczęła się zagęszczać, bo zostałam spytana czy mam chłopaka. Nie podobały mi się też później wzmianki, jaka to ja nie jestem ładna itp. Na ulicy nawet raz szliśmy za rękę-shit! Zastanawiałam się co zrbić… Nie chciałam też siać paniki, bo mogło by mi to wcale nie pomóc. Kiedy jednak w Irish Pub po wypiciu mojito próbował mnie pocałować(!), to było już za dużo. Musiałam mu przypomnieć, ze nie dość, że mnie nie zna i jest 12 lat starszy ode mnie, to ma jeszcze żonę. Zaczął mnie przepraszać i wróciliśmy do domu. Na wszelki wypadek zamknęłam swój pokój na klucz. Później dostałam w nocy kilka sms z przeprosinami za zachowanie, ale też i takie, które wyrażały nadzieję, że w przyszłym życiu będziemy razem…

2 komentarze:

  1. Przynajmniej miałaś pokój, w którym mogłaś się zamknąć, dzielna, samotna podróżniczko.

    I niższy facet to - faktycznie - niewygodna sprawa. Trust me, takie związki nie mają przyszłości ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzielniejsza już chyba nie mogę być, ale wolę tego nie sprawdzać:P

    Musimy pogadać!

    OdpowiedzUsuń