czwartek, 26 sierpnia 2010

13.08/14.08
Po wielu klulniach z Ahmedem postanowilam jednak jechac do Udajpuru. Jednak po raz pierwszy nie bylismy razem w grupie, dolaczylam do portugalcwykow. Nie byl to dobry pomysl. Musialam na nich wszedzie czekac i wydalismy wiecej pieniedzy niz bym to zrobila w mojej pierwotnej grupie. Zaraz po przyjezdzie zjedlismy sniadanie na dachu hotelu na przeciwko Swiątynia Dźagdiś, ktora chcielismy zwiedzic na poczatku. Pozniej mijajac kolorowe stragany dotarlismy do niezwyklego palacu miejskiego. Z przyjemnoscia zwiedzalam powoli kolorowe komnaty i muzeum. Nqstepnie wsiedlismy na lodke, zeby podziwiac miasto z perspektywy jeziora. Udalo nam sie nawet odwiedzic jeden z palacow na wodzie. Aby podziwwiac zachod slonca udalismy sie kolejka gorska na pobliski szczyt. Byl to niesamowity widok. Moja czesc grupy postanowila wrocic do domu pociagiem, bo nastepnego dnia mial byc dzien niepodleglosci, wiec balismy sie; ze moze nie byc miejsc. Ahmed jednak zostal ze swoimi ludzmi.
15.08
Dzien niepodleglosci nie byl tak zakrecony i niebezpieczny dla turystow jak wszyscy zapowiadali. Nawet nie zauwawylam zadnej roznicy. Moze dlatego, ze z Kasia i Andrzejem zrobilismy sobie mala polska wycieczke za miasto. W Galcie wybralismy sie do kompleksu swiatyn zamieszkalego teraz licznioe przez malpy. Zaczynam miec malpofobie. Ciagle boje sie, ze mnie jakas zaatakuje. Obserwowalismy tez jak ludzie biora kapiel w swietych sadzawkach. Jak dla mnie to sa one cudowne tylko dlatego, ze mimo brudu ludzie nie umieraja.
18.08.
Dostalismy wolne w pracy. W zwiazku z tym wybralam sie z Olga z Grecji na wycieczke do Amber Fort. Jesli kiedys wspominalam, ze juz go widfzialam to byla to pomylka. Byl to Jaigarh, ktory jest w poblizu. To byl mily dzien, bo spedzilam go w swietnym towarzystwie. Fort z zewnatrz jest przepiekny, a wiem co mowie, bo widzialam ich ju tu wiele. W srodku jednak nie jest juz tak zachwycajacy. Usiadlysmy wiec na dziedzincu i dzililysmy sie roznymi historiami. Spotkalysmy nawet przypadkowo naszych portugalskich znajomych, ale wolalysmy siedziec spokojnie, a nie chychodzic na deszcz, dlatego leniwie spedzilysmy jeszcze pare godzin w Amber. W obie strony zaplacilysmy tylko 14 rupii, bo testowalysmy nkolejny srodek transprtu-autobus miejski. Ten byl na 6 w porownaniu do tego jaki zlapalam dzien wczesniej z Ahmedem.
20.08.
Piatek tygodnia koniec i poczatek. Znaczy, ze jak zwykle wyruszamy na kolejna wycieczke. Tym razem zajeta "waznieszymy sprawami" na ktore czekalam cierpliwie, nie ja przygotowalam kierunek podrozy. Andrea postanowila, ze jedziemy do Bikaner. To znacznie blizej niz piewotny plan Ahmeda, ktory chcialam w jeden weekend pojechac do Mombaju.
21.08.
Male brudne miasteczko. Nikogo na ulicach. Rikshaman zabral nas do jakiegos hotelu. Po 10 minutach stwierdzilismy, ze nie zostrajemy w Bikaner na noc, bo nie jest on tego wart. Od tej pory mam na pienku z Adndrea, bo to byl jej wybor wiec potraktowala to personalnie, ze zabralismy sie z tamtad. Wlasciciel hotelu nie byl zbyt zadowolony, grozil nawet, ze zadzwoni na policje. Dalismy wiec mu 100 rupii i w droge. Nie tak latwo bylo znalesc teraz bilety powrotne do Jaipuru, ale gdy nam juz sie to udalo, udalismy sie do twierdzy Dzunagarh. Moglabym spokojnie zyc w takich warunkach. Kazda sala zachwycala niesamowqitymi ozdobami. Dbalosc o detale zachwycala kazdego. Potem lokalnym autobusem wybralismy sie do swiatyni szczurow oddalonej o 30 km. Karni Mata byla straszna, tysiace szczurow na podlodze, karmionych przez wiernych ziarnem i mlekiem. Po powrocie do Bikaneru znalezlismy w centrum starego miasta market z czekolada itp. Mala rzecz a cieszy, kazde z nas kupilo sporo slodkosci. Nastepnie udalismy sie na pizze, dostalismy nawet jedna gratis przez przypadek. Uratowala ona nam zycie w autobusie powrotnym, bo meczylismy sie w nim 8 lub 10 godzin.
22.08.
Warto bylo wrocic wczesniej do Jaipuru. Mialam okazje pozegnac sie z naszym prezydentem zanim wyjechal na IC.
23.08.
Zaledwie jeden dzien nie ma prezydenta, a juz sa klopotu. W srodklu nocy do naszego pokoju przyszedl Szezlong i powiedzial, ze mamy 10 minut na spakowanie sie. Bylam przerazona, musielismy uciekac z naszego domu. Nasz wlasciciel przyszedl do biura aiesec i zaczely sie jakies problemy. Prawdopodobnie chodzilo o pieniadze. Spakowalam sie tak szybko jak moglam, nie bylam nawet pewna, czy mam wszystko. Jezdzilismy po miejscie, zeby znalesc jakis nocleg dla nas. W jednym hotelu znalezlismy tylko jeden wolny pokoj, a bylo nas z 10 osob. ZOstawilismy wiec w nimnasze bagaze i portugalczycy mieli tam spac, zeby ich pilnowac. Reszta spala u znajomych a ja u Bah Deep razem z innymi. Zanim udalismy sie do jej domu o polnocy zajechalismy odwiedzic Myriuam z tortem i odspiewac jej sto lat w kazdym jezyku.
24.08.
W domu mojej kolezanki mialam okazje zobaczyc jak swietuje sie dzien, w ktorym siostry dziukuja bratom za to, ze je chronia. Pozniej rozmawialam z jej dziadkiem, ktory duzo podrozowal. Byl nawet w Polsce! A dokladniej w Trojmiejscie. Podjelam decyzje, ze to sa mopje ostatnie dni z ludzmi, ktorych tu poznalam, wiec przenioslam sie do jednego z naszych domow. Bytlo to troche ryzykowne, bo stary wlasciciel mogl mnie zobaczyc,ale co tam. Pierwsza noc spedzilam z siostrami z Grecji. Tego dnia swietowalismy tez urodziny Myriam. Zjedlismy obiad w najdrozszym miejscu jaki mozecie sobie wyobrazic. Za obiad lacznie zaplacilismy 8600 rupii. Dla porownania, za ta sume mozna poleciec do Kolkaty. Bylismy zaskoczeni rachunkiem, wiec spedzilismy duzo czasu na zebranie pieniedzy. Sama woda kosztowala 1000 rupii, bo byla z Himalajow.
26.08.
Podroz czas zaczac! Po pozegnaniach itp w ostatniej chwili dotarlismy na dworzec. Podekscytowani udalismy sie do Gwalior.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz