piątek, 3 września 2010

27.08.
Pierwsza podroz po praktyce w Jaipurze i pierwsza przygoda. O 4 nad ranem zostalismy obudzeni. Bylismy juz w Gwalior. To 3 godziny wczesniej niz sie spodziewalismy. Co teraz zrobic. jest srodek nocy, nie mamy hotelu. szybko podjelam decyzje, doplacilismy kazdy po 50 rupii i kontynuowalismy nasza podroz, tyle ze z nowym celem-Orcha.
Pierwsze wrazenie na miejscu, niejestesmy juz wiecej w Radzastanie. Zamista piasku i kurzu, trawa i drzewa.Mila odmiana. naszym pierwszym celem byl kompleks palacowy. Szybkie odswiezenie w restauracyjnej toalecie i zabieramy sie do zwiedzania ruin. I tu male zderzenie z rzeczywistoscia. Zadne z nas nie przepuszczalo, ze az tak ciezko bedzie sie poruszac z naszymi plecakami w tym upale. P paru krokach byla mokra jakbym wyszla spod prysznica. Pdzielilismy sie wiec na 2 grupy. Jedna szybko zwiedza, druga pilnuje bagazy. Kolejnie zwiedzalismy rozne swiatynie,a najwieksze wrazenie zrobila na mnie swiatynia Wisznu. Byla to pierwsza, ktora zarwno pelnila funkcje obrnne. Udalo mi sie na bazarzenieopodal wymienic 2pocztowki z Warszawy na branzoletki dla mnie, Olgi i Andrei. Udalo nam sie tak szybko uwinac z zwiedzaniem, ze postanowilismy nie marnowac czasu tylko udac sie prosto do kolejnej miejscowosci. Za cel obralismy Khajuraho. Jesli dodam, ze w tej miejscowosci miesci sie kompleks swiatyn ze scenami kamasutry na scianach, to nie musze tlumaczyc dlaczego tak nam bylo tam spieszno. Zbiegiem okolicznosci w autobusie spotkalismy wlasciciela hostelu, do ktorego dzwonilismy w sprawie pokoi. Wlasnie wracal od dentysty. Na miejscu bylismy pozno w nocy. Pokoje....dzielilismy z robakami, ktorych nazw nawet nie znam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz