piątek, 26 kwietnia 2013

Pekińska kołdra na głowie


Skąd ten tytuł? Już się tłumaczę. Dotarłam spokojnie do Pekinu. Trudniej było do hostelu, bo taksówkarz ni w ząb nie szprechał po angielsku, więc mieliśmy małą polsko-chińską kłótnię, gdy zakończył kurs, a ja nie chciałam wysiąść. Dlaczego? Tę chińskie znaczki wyglądają dla mnie jednakowo, więc nie miałam bladego pojęcia czy przywiózł mnie we właściwe miejsce, a nie chciałam ryzykować wydania kolejnych 16 dolców(?!) na taksówkę. Chciałam więc żeby poczekał aż sprawdzę, czy to mój hostel i wrócę mu zapłacić. Chyba oboje nie byliśmy zachwyceni z tego co mówił nam nasz język ciała, bo zaczęło się robić gorąco. No, ale to już za mną. Mój hostel mieści się na tyłach barwnej uliczki. Lampiony, neony, muzyka:) To jest przód, a tył uliczki-slamsikowaty. Nie spodziewałam się więc za dużo po moim miejscu na nocleg, ale to się zmieniło gdy weszłam do środka. Urokliwe miejsce, z wielkim wewnętrznym dziedzińcem w tradycyjnym stylu. No, ale miałam się tłumaczyć z tej kołdry na głowie. Jak to pisze to jest 3 w nocy, a śpię w wieloosobowym pokoju i nie chcę nikomu przeszkadzać światłem telefonu.
Notki o pobycie w Dubaju raczej nie będzie(a macie czego żałować), bo namęczyłam się pisząc ją na telefonie, a potem się okazało, że blogspot JEST ZAKAZANY W CHINACH i nici z mojego pisania bloga. Stąd wszystko co się tu pojawi, zawdzięczam uprzejmości Patrycji, która wrzucać tu będzie moje maile.
Dobranoc.(łan an po chińsku)
P.S. Okazuje się, że mój chiński jest lepszy, niż ich angielski, jeśli w ogóle ktoś tu mówi po angielsku. Hitem było, że Pani z informacji turystycznej mnie nie rozumiała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz