poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Przylot na Islandię

Po przylocie mała nerwówka na kontroli, bo ochroniarze z użyciem psów szukali narkotyków.Toć ja w torbie miałam kilogram kabanosów! Gdyby pies wyczuł mięso, mogło by dojść do nieprzyjemnego nieporozumienia. Udało mi się bezpiecznie przejść kontrolę, a po drugiej stronie czekali na mnie znajomi taty. Kiedy jechaliśmy samochodem do Reykjaviku podziwiałam zza okna krajobrazy. Za szybą dominowała zieleń, brąz i fiolet. Ani jednego drzewa, tylko mchy porastające skały i góry na widnokręgu. Niektóre rozrzucone głazy przypominały ludzi, a ja się zastanawiałam, kto je tak poukładał. Gdy wjechaliśmy do miasta zaczęłam zachwycać się małymi, kolorowymi domkami. Bardzo się ucieszyłam, gdy okazało się, że będę mieszkać w samym centrum starego miasta, właśnie w jednym z takich domków!
Niebieski budyneczek, pierwsze piętro, okno po lewej- to mój pokój! Obok kuszą przyjemne zapachy, ale ceną 30 zł za hamburgera powoduje, że ze smakiem jem kupione w Polsce pulpety za 3,5. Mój host jest miły oraz troszkę  dziwny. Nie powiem Wam jak się nazywa, bo nie potrafię tego wymówić(jak się cieszę, że w angielskim jest uniwersalne You:)). Po rozpakowaniu się wybrałam się razem z nim na spacer po Reykjaviku. Zaczęliśmy zwiedzanie od katedry Hallgrimskirkja, która jest 5 kroków od naszego domu. W przewodniku napisane jest, że zadziwia swoją pustką. Mimo, że to wcześniej przeczytałam, to nie byłam przygotowana na takie puchy:P Roztaczał się za to z jej wierzy niezły widok na stolicę.
Tuż u stup katedry znajduje się pomnik Erikssona- wikinga, który ponoć dotarł do Ameryki na długo przed Kolumbem.
Później udaliśmy się na spacer wąskimi uliczkami centrum. Po drodze mijaliśmy niesamowite domki i domy. Mam ochotę robić zdjęcie każdemu sklepikowi. Bawi mnie mój host, który nic, ale to nic nie wie o swoim mieście. Poprosiłam więc, żeby dla mnie zmyślał. To też mu idzie opornie. Dotarliśmy do jeziorka Tjornin, gdzie ludzie masowo karmią ptaki.
Po spacerze zamówiłam bilety na jutrzejszy wyjazd. Od 8 rano podbijam Golden Circle, a przyjemność ta wyszła mi 9000koron(załóżmy, że 1000koron=25zł). Zamiast odpoczywać po przylocie postanowiłam spożytkować popołudnie i namówiłam mojego gospodarza na wypad na kompleks basenów pod chmurką Laugardalur, bo jest on ulubionym miejscem mieszkańców. Chcę zaznaczyć, że chcąc wejść na basen musimy się rozebrać do naga i umyć zbiorowo. Podejrzewam, ze właśnie to jest źródłem pewności i otwartości Islandczyków. Skoro każdy od małego, nie ważne czy chudy, czy gruby;ładny czy brzydki;wydepilowany czy nie, stoi nago i myje się zgodnie z instrukcją, to później nie ma też problemów z innymi rzeczami, jak publiczna deklaracja homoseksualizmu(widziałam mnóstwo flag gejowskich).
Z początku wątpliwą przyjemnością wydawało mi się wyjście na zewnątrz w samym(już mokrym) kostiumie, skoro panował tam temperatura plus 4 stopnie. Jednak już po chwili siedzenia w hot potach, gdzie temperatura panowała od 38 do 50 stopni oraz w saunie, ten chłód był wręcz pożądany. Szybko minęły mi 2,5h. Po wyjściu zadziwiały mnie w szatni takie wynalazki jak wirówka do stroju kąpielowego czy lupa do odczytywania wyniku na wadze, która stała w przebieralni.
Na koniec rada dla osób, które chcą się wybrać na Islandię. Weźcie sporo jedzenia. Albo je zjecie, albo sprzedacie zdobywając kasę na bilet powrotny. Po wizycie w sklepie wiem już, że różnica między polskimi cenami a tutejszymi wynosi od 3 do 7 raza.
Dobranoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz