poniedziałek, 5 września 2011

Free walking tour, Sagrada Familia i nowe znajomości

1.09.
Z samego rana zaskoczył mnie w pokoju widok piersi dziewczyny z Francji. Ona nie zna chyba żadnych barier. Jest dziwna, do wszystkich mówi po francusku, bo nie zna ani hiszpańskiego, ani angielskiego(to tego da się nie znać?) Śniadanie, które było wliczone w cenę okazało się być wystawionym tosterem, kilkoma bochenkami chleba tostowego, dżem, płatki i jakieś babeczki. Dobrze, że za radą dziewczyn z Meksyku wstałam wcześnie, bo nic bym później nie dostała. Przy śniadaniu poznałam Łukasza i Ewę z Polski. Myślałam, że są parę, dletego potem zdziwiło mnie, że on mnie podrywa.
Wybrałam się na spacer La Rambla do .travelbar, bo to.  właśnie oni organizują te free walking tour. Nasz przewodnik byl studentem mieszkającym od 2 lat w Barcelonie i oprowadził nas po okolicy Gotic. Szału bez, bo nie wchodziliśmy do opisywanych miejsc i trzeba było wybierać między robieniem zdjęć lub słuchaniem go, ale przynajmniej dało mi to ogląd na Barcelonę. Wiedziałam, że chcę potem wrócić do Catedral i Esglesia de Sta. Maria del Mar. Podobał mi się teź moment kiedy staliśmy przed najstarszą synagogą w Europie(?), a ja mogłam obserwować Hiszpana grającego na gitarze w sklepie muzycznym naprzeciw. Po  tym 3 godzinnym spacerze byłam padnięta, a jeszcze musiałam znaleźć drogę do hostelu. Po drodze wstąpiłam do La Boqueria, pięknej , starej hali targowej. Orzeźwił mnie arbuz, którego sobie tam kupiłam.
Kiedy już odpoczęłam w swoim pokoju postanowiłam sobaczyć główną atrakcję Barcelony- Sagrada Familia!! Po drodzę kupiłam jeszcze kłudkę(ciągle nie mogę się nauczyć, że powinna ją mieć każda podróżująca osoba). W końcu! Odnalazłam ją między drzewami i.....poczułam się trochę zawiedziona. Oczywiście jest ładna, ale nie taka jak ją sobie wyobrażałam, nawet nie taka jak na zdjęciach. Zawsze wyglądała jak 'ulana z błota'. Po króciutkim zawodzie, wróciła ekscytacja! Kupiłam bilet z audio przewodnikiem, możliwością wejścia na wieżę oraz połączony z biletem do domu Gaudiego. Zapłaciłam za to 18 euro i chcę powiedzieć, ze jeśli ktoś chce zaoszczędzić to: adnudio przewodnik jest zbęny, na zewnątrz i w środku katedry można znaleźć bardzo użyteczne opisy; widok z wieży jest wprawdzie piękny, ale taki sam jak się później okazało jest z parku nieopodal, a dom Gaudiego to totalna pomyłka.
Do naszego pokoju dołączył Gattlin z USA i Regina z Niemiec. Oni, ja i Marco postanowiliśmy wyjść się zabawić. Dołączył też do nas Łukasz, którego próbowałam ominąć... Trudno kupić alkohol wieczorem w Barcelony, bardzo mnie to zdziwiło. Po dwunastej nie wolno go sprzedawać. Kupiliśmy, więc nielegalnie butelkę wódki na tyłach jakiegoś sklepu. Chcieliśmy się z nią udać na plaże, bo Marco twierdził, że jest blisko. Doszłam do wniosku, że "blisko" znaczy coś zupełnie innego w Ekwadorze niż w Polsce. W końcu gdy usiedliśmy zmęczeni na piasku zaczęła się nauka mówienia "na zdrowie" w różnych językach(pamiętam tylko hiszpańskie salut). Bawił mnie widok latającego po plaży pijanego faceta, a tym, którzy kąpali się w morzu troszkę zazdrościłam. Po jakimś czasie podszedł do nas pewien chłopak pytając czy mówi ktoś po niemiecku(z resztą spytał o to piękną angielszczyzną). I tak niespodziewanie spokojne siedzenie i picie zmieniło się w bardzo ciekawy wieczór! Jedyny zawód tej nocy to fakt, że Mark ma chłopaka. Czy wszyscy fajni faceci muszą być zajęci?! Z drugiej strony zawsze chciałam mieć kumpla geja, a teraz mam dwóch. Ach tak, bo okazało się szybko, że Gattlin jest nim zainteresowany. Szwędaliśmy się szukając kogoś sprzedającego marihuanę. Dla ścisłości szukał jej Mark i wpatrzony w niego Gat. Okazało się, że nie jest to trudne. Było tak wiele okazji, że jeszcze chłopcy mogli wybrzydzać, że za drogo. Potem dokupili jeszcze sześciopak piwa i tak miło mijał nam wieczór. Tańczyliśmy do muzyki z iphona Marka, cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Chłopcy podśmiewali się ze mnie, że nie dość, że zaczęłam pić z miesiąc temu, to jeszcze nie chcę palić z nimi.
 Z Reginą byłyśmy padnięte, więc postanowiłyśmy wrócić do hostelu. Po jakimś czasie dołączył do nas Marco, bo zorientował się, że chyba przeszkadza chłopcom.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz