czwartek, 7 kwietnia 2011

Khajuraho i pociąg do Varanasi

27.08.2010
Kiedy reszta ćwiczyła jogę o 6 nad ranem, ja sobie smacznie spała. Później wzięliśmy rikszę, żeby zobaczyć świątynie wchodzące w skład całego kompleksu, rozkręcało się powoli. Od pojedynczej małej świątyni, po gigantyczny kompleks imponujących kolosów. Ku zaskoczeniu na ścianach nie było tyle seksu ile się spodziewaliśmy. Świat jest mały w świątyni spotkaliśmy ludzi z AIESEC. Po ekstremalnym targowaniu się o pamiątki (,,twój lub mój bóg z pewnością Cię pobłogosławi”) śpieszyliśmy się na lunch. Do autobusu pozostały nam minuty. Chcieliśmy jednak jeszcze wziąć prysznic przed tą długą podróżą do Waranasi. W pośpiechu kąpaliśmy się po dwie osoby. W Polsce pewnie bym się wstydził(nie to, że tu się nie krępowałam), ale tu panują inne warunki. Sprawę ułatwiło to, że myłam się z Giną, moją starszą siostrą z Grecji. Kiedy siedzieliśmy już w rikszy oczywiście część grupy musiała wracać się po jakieś bzdety do hotelu. Czułam, że to się źle skończy. Nie myliłam się. Nasz autobus odjechał. Nie wiedzieliśmy co mamy zrobić. W końcu zdecydowaliśmy się zapłacić kierowcy za zabranie nas do innego miasta, żeby złapać tam ostatni autobus. Ponieważ był to brat właściciela hotelu obawialiśmy się, że celowo się spóźni, żeby rodzina więcej zarobiła. Postawiliśmy więc warunek, że zapłacimy mu tylko pod warunkiem jeśli zdarzymy na autobus. Jechaliśmy bardzo szybko. Zamiast się martwić, mieliśmy dobry humor. Wyciągnęłam bindi od Ajita. Zapaliliśmy rytualnie jednego wszyscy razem. Na nic zdała się prezentacje o tabaco. Śpiewaliśmy wspólnie, nawet ułożyliśmy własną miłosną piosenkę. Nasza riksza zatrzymała się przed odjeżdżającym autobusem, żeby zatarasować mu drogę. Wrzuciliśmy nasze torby na dach i w drogę. Weszłam jako ostatnia, okazało się, że dla mnie i Ahmeda nie ma już miejsc siedzących. Wprawdzie kanar chciał wyprosić z miejsc 2 hindusów, ale się na to nie zgodziliśmy. W końcu oni płacą tak samo, a to nasza wina, że się spóźniliśmy. Zaczęłam tańczyć w korytarzu. Dobrze się bawiliśmy na początku tej 3 godzinnej podróży do Satny. Ahmed jak zwykle zaczął się bratać z tubylcami, zaczął rozmowę z tą 2, która miała nam ustąpić miejsca. Starszy pan ze strasznym uzębieniem i młodszy mężczyzna o sympatycznym usposobieniu. Ten drugi poprosił nas, żebyśmy mu coś napisali na kartce. Z racji, że nie zapłaciliśmy jeszcze za bilety( nie wiem co się ze mną dzieje, ale chciałam oszukać kontrolera) Ahmed zaczął żartować z facetem, że jeśli zapłacą za nasze bilety to ja się im oddam. Gdy cała grupa śmiała się z tego, mi wcale nie było do śmiechu. Czułam, że oni nie traktują tego jako żart. Miałam dosyć ich spojrzeń. Dalej się jednak uśmiechałam i żartowałam, bo co pozostało mi robić. Nie chciałam okazywać strachu. Młodszy spytał czy umiem coś w hindi. Powiedziałam więc moje standardowe zdanie: me buki hu(jestem głodna). Po jakimś czasie autobus się zatrzymał i nasz młodszy towarzysz wyszedł. Zajęłam więc jego miejsce. Z jednej strony cieszyłam się, że już nie stoję, ale z drugiej perspektywa siedzenia obok zębacza nie była zachęcająca. Ku naszemu zaskoczeniu po jakimś czasie młody pojawił się znowu w autobusie. Przyniósł dla nas orzech kokosowy. Najwyraźniej zrozumiał, że faktycznie jestem głodna. To był miły gest z jego strony. My zachowaliśmy się jako tako, bo już nie ustąpiliśmy mu miejsca. Z Ahmedem na kolanach podróżowaliśmy dalej. Zaczęłam się czuć coraz mniej komfortowo obok starca. Po pierwsze, gdy podał mi rękę gdy siadałam obok zrobił dziwny gest. Jednym palcem poskrobał wewnętrzną część mojej dłoni. Miało to dla mnie dziwnie seksualne zabarwienie. Później mnie pytał czy mam męża, żeby zakończyć zaskakującym pytaniem czy jestem dziewicą. Na kolejnym przystanku gdy tylko na chwilę przesiadł się, Ahmed usiadł ze mną. Nie łatwo się z nim siedzi. Mimo, że jest mały zajmuje 1,5 siedzenia. Mężczyzna ciągle na mnie zerkał z nowego siedzenia. Na kolejnym przystanku gdy stałam z Olgą przy oknie wydał z siebie dziwny, jednoznaczny dźwięk. Na tej samej stacji zgubiliśmy tez Ahmeda i Azisa. Mimo, że od jakiegoś czasu boli mnie gardło i jestem chora, to gdy autobus ruszał, a ich ciągle nie było, krzyczałam ile sił przez okno ich imiona. W tym samym czasie Olga próbowała wytłumaczyć kierowcy, że ma się zatrzymać. Na szczęście zobaczyłam w oddali Azisa. Chłopcy wskoczyli do jadącego już autobusu. Niczym przejmujący się Ahmed na moje pytanie co się z nim działo, z promienistym uśmiechem pochwalił się tylko, że udało mu się znaleźć tanie, pyszne jedzenie. Resztę drogi spał. Mimo, że było mi z nim niewygodnie nie chciałam go budzić. On jest strasznie zmęczony, bo bardzo o nasz dba. W Satna pieszo udaliśmy się na dworzec kolejowy. To miała być nasze pierwsze podróż pociągiem, więc byliśmy podekscytowani. Po drodze Ahmed tradycyjnie wyrwał jakiegoś młodego chłopaczka. Na stacji pomógł nam on kupić bilety dla Ahmeda i Azisa z Waranasi do Jaipuru. Gdy przyszło do zakupu naszych do Waranasi, okazało się, że nie ma już sliperów, tylko general. Chłopaczek powiedział, że możemy potem dopłacić w środku(dać łapówkę) i dostać dobre miejsca. Dziewczym się Ti za bardzo nie podobało, zwłaszcza jak dodał też informacje, że jest też klimatyzowany autobus do naszego miejsca docelowego. Miał nas zaprowadzić do hotelu spod którego on odjeżdża. Miałam tylko wcześniej porozmawiać z jego bratem, żeby nie miał problemów w domu, że późno wrócił. Dziwnie było rozmawiać z nieznajomym przez telefon. Jeszcze dziwniejsze było to, że gdy powiedziałam, że jego młodszy brat pomaga turystom znaleźć drogę, to nie było za dużego problemu. Gdy zaprowadził nas na rikszę u kierowców dowiedzieliśmy się, że dziś nie ma tego autobusu. O kurwa! To marnowaliśmy czas, gdy mogliśmy już mieć bilety na pociąg. Szybko udaliśmy się do kas. Na szczęście udało nam się jeszcze dostać bilety. Znaleźliśmy peron i czekaliśmy na naszą pierwszą przejażdżkę pociągiem. Z przerażaniem patrzyliśmy na mijające nas wagony. Wiedzieliśmy, że kupiliśmy kiepską klasę, ale żeby aż tak? Wsiedliśmy do wagonu oznaczonego sleep/seat i zajęliśmy pierwszy wolny przedział(nie ma zamkniętych przedziałów, tylko takie wnęki) jaki znaleźliśmy. Po krótkiej chwili znaleźli się jednak właściciele miejsc, które zajęliśmy. Próbowaliśmy z nimi rozmawiać, żeby oddali nam swoje miejsca po opłacie i zajęli nasze. Jednak gdy dowiedzieli się, że mamy general, nie było o czym mówić. Miejsce, w którym siedzieliśmy wyglądało strasznie, więc próbowałam sobie wyobrazić jak wygląda nasza klasa. Długo nie musiałam się zastanawiać, bo Ahmed z Azisem poszli to sprawdzić. Z ich opowieści wynika, że to chlew na kółkach. Smród, mnóstwo ludzi, mocz na podłodze. Teraz wiedzieliśmy, ze na pewno nie chcemy się ruszyć z tych miejsc. Jeden z właścicieli miejsc wrócił po paru minutach z 2 żołnierzami. Zaczęliśmy udawać, że nie znamy angielskiego i każde z nas mówiło w swoim języku. Pokazaliśmy im bilety. Oczywistym było, że to nie są nasze miejsca, ale udawaliśmy głupich. Przestraszyłam się, bo wydawało mi się, że ktoś użył wyrazu arest. Tu skończyły się żarty, powiedziałam o tym Ahmedowi. Zaczął więc rozmawiać z ludźmi. Jedna osoba oddała nam swoje łóżko, a drugie ciągle zajmowaliśmy nielegalnie, a Ahmed siedział na podłodze na moim pokrowcu przeciwdeszczowym na plecak. Miał nam dać znać, jak ktoś będzie szedł, żebyśmy wszyscy przenieśli się na miejsce, które nam ktoś dał. W pewnym momencie przyszedł TT(kontroler) Ahmed zaczął z nim rozmowę i dał nam znać, żebyśmy przenieśli się na jedną stronę. Gina siedziała na górze bagaży, reszta dziewczyn ścisnęła się na siedzeniu, a Azisa zaprosili na miejsce hindusi z naprzeciwka. Po długiej rozmowie i dopłacie 80 rupii, każde z nas miało swoją leżankę. Torba pod głowę, prześcieradło i śpimy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz