piątek, 4 maja 2012

Polowanie na wieloryby

Wczoraj wybrałam się na wieloryby. Oczywiście chciałam na nie polować tylko z aparatem w ręku:) Ucieszyło mnie, że udało mi się wyprosić zniżkę studencką, więc zamiast 8000koron zapłaciłam 7600. Do portu podwiózł mnie sympatyczny facet z firmy Special Tours. W dalszej części dnia okazał się tez bardo opiekuńczy i pomocny, ale o tym za chwilę. Podekscytowana czekałam jak naszą luksusową "Rose" wypłyniemy na ocean. Na pokładzie dostaliśmy sztormiaki, bo przy takiej pogodzie i prędkości jaką rozwijaliśmy nietrudno było zmoknąć. Od chwili kiedy zeszłam pod pokład, żeby nie mieć aż tak mokrych ubrań, wiedziałam, że nie będzie to wycieczka mego życia. Siedząc przy okienku czułam jak robi mi się nie dobrze. Powtarzałam sobie jednak, że jeśli mam być prawdziwym podróżnikiem, to nie wypada mi zwymiotować. Całkiem nieźle mi szło dopóki jakiś staruszek obok mnie nie poprosił o siatkę na wymiociny. Jak to zobaczyłam to już wiedziałam, że jest po mnie! Od razu poprosiłam o jedną dla mnie...Rozdawał je ten miły koleś z autobusu;jakoś było mi przed nim głupio, ale co zrobić. Przez cały pobyt na łódce nie widziałam ani jednego wieloryba, ale za to sporo pawi... Muszę przyznać, że jak pulpety z ryżem wydawały mi się niesmaczne rano, tak w drugą stronę były jeszcze gorsze. Po drodze minęliśmy wysepkę na której mieszkają puffiny(nie wiem czy tak się też po polsku nazywają). Śmieszne, małe, latające grubaski. Wyglądają jak krzyżówka pingwina, kaczki i papugi:) Z faktem, że nie było widać wielorybów wiąże się to, że dostałam darmowy bilet na powtórną przejażdżkę w piątek. To może być wątpliwa przyjemność powtórzenie tego. Z drugiej strony podobno ludzie najczęściej chorują tylko za pierwszym razem, no i dostałam teraz leki na chorobę morską. Zobaczę czy się skuszę. Ten sam facet zaproponował mi darmową podwózkę do domu. W busie okazało się, ze wymiotowanie na oczach wszystkich może działać prospołecznie, bo każdy mnie pytał jak się czuję. Najwyraźniej było mi lepiej, bo nawet z tego żartowałam. Teraz wiem, że na pewno nie będę jadła ryżu przed pływaniem, bo zwymiotowanie go to jest never ending story:P Pływanie tak mnie wykończyło, że już nic tego dnia nie robiłam, poza jedzeniem czekolady z lukrecją(jest zaskakująco pyszna!)
Zdjęć nie mam za bardzo, bo trudno chorować i robić fotki równocześnie...

1 komentarz:

  1. Podobno jak się zacznie, to ciężko skończyć ;P Ciekawe jak Ci pójdzie w piątek ;>

    OdpowiedzUsuń