środa, 2 czerwca 2010

Jakże dziwny był to dzień!
Obudziłam się o 5:45, żeby uczyć się do egzaminu, a jak to się skończyło, to łatwo się domyśleć. Co w takiej sytuacji można zrobić-zaryzykować! I nie chodzi mi o ściąganie. Udało mi się zmienić termin egzaminu specjalnie dla mnie. Co zrobić z wolnym czasem? Szybkie załatwienie wpisu z filozofii(nóż się w kieszeni otwiera, kiedy sobie to przypominam, ale może bez szczegółów) i należy zabunkrować się w biurze. 'Biuro'. Nigdzie nie pracuję. Wróć, pracuje dużo, ale nie jestem zatrudniona. Działam za to w organizacji dla studentów AIESEC. Tak w ogóle, to udział w niej jest jednym z powodów dla, których czuję, że muszę wyjechać, że chcę wyjechać!. To jest bardzo długi temat i z chęcią go kiedys tu przedstawię.
Pobyt w biurze okazał się bardzo owocny dla moich planów wyjazdowych. Mianowicie moim największym problem jest zerowa wiedza, jak się za to wszystko zabrać. Co chwila więc panikuję. Dzisiaj udało mi się zdobyć sporo praktycznych, a przede wszytskim pewnych informacji, co mnie mocno podbudowało. Wszystkimi zamierzam się podzielić, może ktoś po za mną też dopiero stawia pierwsze kroki w trampingu i takie informacje mu się przydadzą.
Pierwszy telefon był do ambasady Indii. Nie ukrywam, że ucieszyłam się słysząc polski po drugiej stronie słuchawki. Sugerując się tym, że jej strona www jest po angielskuukładałam w głowie możliwe scenariusze rozmowy. Czego się dowiedziałam?Po pierwsze, że wbrew zasłyszanym informacjom, nie trzeba mieć wcześniej zarezerwowanego biletu, aby ubiegać się o wizę. Rubryczkę dotyczącą daty wlotu/wylotu z Indii można śmiało pominąć. Wiza turystyczna jest teraz wydawana na 3 miesiące, które liczą się od złożenia wniosku. Składamy go wraz z paszportem i po ok. 3 dniach cieszymy się jeszcze ciepłą wizą. Jakie to proste!
Na drugi ogień poszedł sanepid Zdrowie w podróży to nie przelewki, więc stwierdziłam, że jednak zainwestuje w szczepienia, choć nie są one obowiązkowe. Miła pani odpowiedziała na lawinę moich pytań. Poleciła mi jakie szczepienia powinnam zrobić wyjeżdżając w takim okresie i na tak długo(tu musiałam trochę improwizować, bo jeszcze nie wiem czy to będzie 4 tygodnie, czy 11). Ta przyjemność będzie mnie kosztowała ok. 600 zł, ale to się jeszcze okaże po wizycie u lekarza.
Ostatni był do jakiś linii lotniczych. Od jakiegoś czasu próbuję zarezerwować bilet, ale to jest krok, na który jeszcze ciut brak mi odwagi. Najdalej doszłam do wypełniania rezerwacji. Na samym początku zostałam poinformowana, że jak coś źle wypełnię, to moja wina i pieniądze mi przepadają. Z moim stopniem do paniki, to było za dużo. Zwłaszcza gdy wymagali ode mnie zapisu danych osobowych'dokładnie tak jak mam w dowodzie', a potem nie uznawali polskich znaków. Dlatego dziś wypytałam o wszystko kobietę z infolinii i po kłopocie. Zażegnała się, że to nie problem(choć nie wiem jak ufać komuś, kto myślał, że w 'w dowodzie tez przecież nie ma polskich znaków'.
Po późniejszych zajęciach wróciłam do domu się uczyć,ale...Nie wiem dlaczego tak łatwo znaleźć jakieś 'ale', jeśli próbujesz się uczyć. Tym razem nie było ono jakieś pierwsze lepsze. Mianowicie usłyszałam jakieś dziwne nawoływania przez megafon i głośną muzykę. Wyglądam przez okno, a tam szafobus croppa!!Nie mogłam uwierzyć, bo ostatnio o nim czytałam. Nie myśląc ani chwili dłużej wybiegłam z domu. Udając, że niby nie wiem o co chodzi wkręciłam się do ekipy jadącej do SGGW(żegnajcie ćwiczenia z psychologii->witajcie darmowe gadżety)Udało mi się zgarnąć: 2 czapki, 2 pary okularów i arafatkę o łącznej wartości 150zł! Przy okazji rozerwałam się trochę biegając z wieszakami po kampusie, skacząc i pozując do zdjęć.
Po wykładzie z logiki, na który udało mi się wrócić udałam się do Muzeum Etnograficznego, po odebranie zaświadczeń o wolontariacie. Miałam okazję chwilę pogadać z Agatą(to mój ulubiony pracownik w etno). Wracając ostatecznie do domu zdarzyła mi się śmieszna rzecz. Jakiś mężczyzna przy samochodzie zdębiał jak mnie zobaczył i powiedział'to ta aktorka'. Zdziwiona zatrzymałam się i pytam się o co chodzi. Dopiero gdy usłyszał, że mówię po polsku, to się tłumaczył, że wyglądam bardzo podobnie jak jakaś aktorka zagraniczna. Niby na pewno mam wiedzieć jaka, bo tak oczywiście ją przypominam. On jednak nie pamiętał jej nazwiska. Powiedział, że miło mu i speszony odszedł.
Dzień zakończyłam słodkościami od współlokatorki-Asi, oraz obiadkiem od Noemi.
Nic mi więcej dziś do szczęścia nie potrzeba, no może trochę प्यार...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz